No to może pare słów na wstępie...
Na tym blogu będe opisywać wymyślone prze ze mnie przygody Naruto po powrocie z treningu z Jirayą .
Na tym blogu nie będzie wątków Yaoi ani Yuri.
Opowiadanie będe pisać z punktu widzenia Sakury, Naruto bądż w narracji 3-osobowej.
To mój pierwszy blog, a więc proszę o jakieś wskazówki :).
Notki postaram się publikować co tydzień.
Dla mnie każdy komentarz jest na wagę złota, a szczególnie te, które pomagają mi udoskonalić pisanie.
OK, no to do rzeczy... Przedstawiam...
Rozdział 1
Sakura:
Biegnę przez las.Słyszę odgłosy walki.Docieram na polanę. Widzę dwóch shinobi.
Znam obu, lecz mogę rozpoznać tylko jednego.Sasuke. Uchicha stoi na polanie
z drwiącym uśmiechem na twarzy.
-Jestes żałosny -mówi- skoro nawet mnie nie zraniłeś , jak masz zamiar mnie
do tego zmusić?
-Sasuke, pomogę ci, tylko prosze, chodż ze mną.-mówi drugi shinobi.
Znam ten głos, ale nie mogę przypomnieć sobie,do kogo on należy.
-Sasuke!!! -krzycze , niewiele myśląc.
Sasuke odwraca się w moją stronę , z tym drwiącym, psychopatycznym usmiechem.
-O, witaj, Sakura, dawnośmy się niewidzieli, nieprawdaż?
-Sauke, błagam, wracaj do wioski,jesteśmy przyjaciółmi, wszystko ci wybacze,
Naruto napewno też.
-oj, Sakura, dlaczego wypowiadasz się za Naruto... kiedy on może mi to
powiedzieć OSOBIŚCIE- mówi drwiącym tonem, patrząc w strone nierozpoznanego
prze ze mnie shinobi.
-Nadal nie rozumiem.
-Sakura, myślałem, że jesteś bystra... Zawiodłem się na tobie.
Sasuke zanosi się obłąkańczym śmiechem, a ja tylko patrze na stojącego
dziesięć metrów od Sasuke, nierozpoznanego prze ze mnie Shinobi. Przeciwnik
Sasuke ocieka z wody, stoi w wielkiej kałuży sięgajacej stóp Uchichy.
Jego ubranie równierz , jakby dopiero co wyszedł z jeziora.
Ale chwila, dlaczego ta woda jest czerwona? O mój Boże, to jest jego krew!
Stracił jej tyle, jakim cudem jeszcze stoi? Nie , jak to możliwe , że jeszcze
żyje? Sasuke wciąż sie śmieje. Co on zamierza?
Woła mnie po imieniu. Odwracam wzrok od rannego.Patrze w oczy Sasuke.
Są zimne i bezwzględne.Nagle słyszę hałas. Odrywam wzrok od czarnych
oczu mojego byłego przyjaciela i patrze na jego prawą dłoń. Jest tam już
w pełni uformowane Chidori. Spoglądam ze strachem na Sasuke.
-Dlaczego? - pytam przez łzy- dlaczego ,do cholery się taki stałeś , Sasuke?!
Odpowiada mi tylko obłakańczy smiech. Uchicha rusza na mnie z Chidori.
Ja nie mogę się ruszyć, po prostu stoję tam, i płacze.Gdy Sasuke jest już
na wyciągnięcie reki, staje prze de mną ranny shinobi.
Przyjmuje cios na siebie, jednocześnie przebijając Sasuke jakimś innym jutsu.
Nie słyszę nazwy, gdyż hałas Chidori zagłusza wszystko.Sasuke upada 20 metrów
dalej. Ranny shinobi odwraca sie w moją strone.Jego niebieskie oczy
wypełnione są smutkiem, a krzaczaste, blond włosy pokryte krwią
Łapie Naruto , zanim zdąży upaść. Patrze mu w oczy.
Ma ten przepraszający wyraz twarzy, jakby to była jego wina. To denerwujące,
on zawsze obwinia się o wszystko...
-Wybacz, Sakura-chan, nie udało mi się...
-Naruto, to nie twoja wina, nie możesz się obwiniac, słyszysz?!
Nie wolno ci!
Zaczynam płakać. Moje łzy spadają na jego poranioną, zakrwawioną twarz.
On się uśmiecha. To ten sam uśmiech ,którym zawsze mnie pocieszał,
gdy przychodziłam do niego po pomoc.
Naruto patrzy na Sasuke, leżącego 20 metrów dalej. Martwego.
-" Sakura-chan bardzo lubi Sasuke, a teraz , kiedy on odszedł,
Sakura-chan bardzo cierpi, tak , jak kiedyś ja cierpiałem."
Te słowa sprawiaja, że płacze jeszcze bardziej.
-Przepraszam, Sakura-chan.
-Naruto, wszystko będzie dobrze, pójdziemy do
Tsunade-sama, ona cie wyleczy, wszystko bądzie dobrze.
-Nie. Nie dotrzymałem obietnicy, nie mam prawa , by żyć, zabiłem
najlepszego przyjaciela, lepiej będzie , jeśli umre...
-Nie wolno ci tak mówic, Naruto! Tylko ty mi zostałeś...
-Nie. masz tak... wielu przyjaciół...dla tak wielu ludzi jesteś najważniejsza..
-Naruto... NARUTO !!!
Uzumaki zamyka oczy.Potrząsam nim w akcie desperacji.
- Naruto, nie umieraj!!! Nie możesz odejść!!!
-Jejku,...Sakura-chan... nie pozwolisz mi umrzeć w spokoju, prawda? - mówi,
uśmiechając się do mnie.
-Jesteś prawdziwym głupkiem- teraz ja równierz sie usmiecham.
Naruto zawsze potrafi poprawić mi humor.
Mój przyjaciel przeżywa atak bólu.Próbuje go uleczyc, lecz on odpycha
moje ręce. Wyczuwam wiele obrażeń, 1/3 z nich nie jest spowodowana przez walke.
Patrze w te jego niebieskie oczy.On, jakby czytając mi w myślach, mówi:
-To nic, Sasuke dorwał mnie jakąś godzine temu, ale torturował tylko 45 minut,
tak mi się przynajmniej wydaje...
Nie mogę w to uwierzyć. Mówi to tak spokojnie, jakby opowiadał o pogodzie.
Nagle ciało mojego przyjaciela zostaje otoczone przez dziką, czeroną chakre,
która formuje się w dziwne zwierze, potwora. Stwór pochyla się nad Naruto,
w jego oczach widzę smutek.Zwierze spojgląda teraz na mnie z wyrażną wściekłością.Odrywa o de mnie wzrok, patrząc z jeszcze większą nienawiscią w stronę wioski.
-To wszystko przez was!- mówi potwór złowieszczym głosem- Zniszczę was!!!
-nie...
Szybko patrze na Naruto.
- Nie rób im krzywdy...
-Ale to przez nich umierasz, to przez nich byłes zagrożony tyle razy...
-Może.. i tak, ale...ja..za bardzo ich....kocham, żeby...
ich za to nienawidzic...
To wyznanie wstrząsa mną do głębi. Chce zadać tyle pytań:
Skąd Naruto zna tego potwora?,Co znaczy że ryzykował tyle razy?
i co najważniejsze: co ma znaczyć, że przez ludzi z Konochy był zagrożony?
Chcę zadać te pytania teraz, ale nie mogę. Coś mi nie pozwala.
Nie mogę się nawet poruszyć.
-Ale...
-Obiecałeś - powiedział słabym głosem Naruto, tym razem z pewnym wyrzutem.
Obiecał?Co obiecał?! I znów, choć mam ochotę zadać to pytanie, nie mogę nic
zrobic. To irytujące!
-Tak... Obiecałem- odpowiada po dłuższej chwili potwór.
-Jesteś wolny. Prosze , ochroń wioskę. Ja nie umiałem.
- Żegnaj, Naruto.
Potwór znika.Naruto podaje mi swój ochraniacz.
-Odwróć go, dopiero jak odejde.
-Naruto, ty nie mo...
-Obiecaj mi to... proszę.
-... Dobrze, OBIECUJE.
Twarz Naruto wykrzywia grymas bólu, po chwili blondyn się uśmiecha.
-Żegnaj Sakura-chan.
-Co ?!Naruto, nie umieraj !Naruto!!! NARUTO!!!
Drżącymi rękami odwracam ochraniacz. Tuż pod znakiem Konochy, krwią mojego
najlepszego przyjaciela,są napisane tylko 3 słowa:
Zawiodłem.Rozumiem.Przepraszam.
-Naruto!!!- krzycze , przytulając martwe ciało mojego przyjaciela- NARUTO!!!
...............................................................................
-Naruto!
Obudziłam się zlana potem. Moja poduszka była mokra od łez. Siedziałam na łóżku
przytulając żółtego, małego pieska z krzaczastą sierścią-prezent pożegnalny
od Naruto. Dzis mijają 4 lata, odkąd blondyn odszedł z wioski z Jirayia-sama,
aby trenować pod okiem legędarnego Sannina.Spojrzałan na zegarek. Była już 7:00
, a na 8:00 miałam być już w siedzibie Tsunade-sama. Jeśli się spóżnie, moja
mistrzyni znów rzuci we mnie biurkiem, tak jak ostatnio, a tego wolałabym
uniknąć. Muszę się śpieszyć, bo jeśli dzis nie przyjdę na czas, nikt mnie nie
uratuje. Shizune-san musiała wyjechać, a jeśli Tsunade-sama znów wpadnie w
szał, tak jak ostatnio, będe musiała uciekać do lasu, aby nie dostać,
w najlepszym wypadku, kilkutonowym głazem.Znowu...Wzdrygnęłam się na samą tę
myśl. Ale to , że wstałam tak póżno,miało też swoje plusy, nie miałam czasu
myśleć o tym okropnym śnie. Szybko wykonałam poranne czynności, po czym
usiadłam do śniadania.W pustym domu było trochę dziwnie, tak cicho.
To mnie przygnębiało.Że też rodzice musieli dziś wyjechać.
Spojrzałam na śniadanie, ale jakoś nie byłam głodna.
Na zegarku była już 7:30. Musiałam się śpieszyć. Wzięłam pierwszy kęs, i...
pobiegłam do łazienki. Zwymiotowałam. Gdy jedząc zamknęłam na chwilę oczy,
przypomniało mi się martwe ciało Naruto. Najgorsze były te oczy:
zwykle radosne i pełne życia, wtedy nie wyrazały nic.
Nie przełknęłam już ani kęsa. Szybko wyszłam, udając się do siedziby Tsunade.
Gdzy dotarłam po jakiś 20 min , była już 8:00. Na szczęście nie spóżniłam się.
Zaczęłam sortoać papiery, gdzy usłyszałam pukanie.
-Wejść- powiedziała Tsunade
Pukanie się powtórzyło.
-Wejść! - powiedziała już zirytowana Hokage.
I znów rozległo się pukanie.
-Wejść, do cholery!!!- krzyknęła wściekła Sanninka
Przeraziłam się , gdy w gabinecie po raz czwarty rozległo się pukanie.
Jeżeli to jakieś dzieciaki robiły sobie żarty, to nie chciałabym
być w ich skórze.
Tym razem Jedna z Legędarnych Sanninów podniosła się z krzesła,
posyłając je tym samym w kąt pokoju.
-Cholerne dzieciaki, już ja im pokaże...- mamrotała wściekła, podchodząc do drzwi i juz miała
nawrzeszczeć na żartujące w ten sposób dzieciaki, ale....
W drzwiach nie stało żadne dziecko.To nawet nie był dorosły. To była ŻABA.
-No co tak długo? - powiedziała z wyrzutem.- Mam tu list od Jirayi.
Żaba podała Tsunade zwój, a następnie zniknęła w kłębach białego dymu.
Pierwsza kobieta Hokage rozwinęła zwój drzącymi rekoma.
Szybko przeczytała tekst. Zastanawiałam się, co tam jest napisane.
W chwili, gdy chciałam zapytać o treść zwoju, Tsunade zwineła go i schowała
do szuflady biurka.
-Sakura, na dziś to koniec. Masz... wolne.
-Ale... Tsunade-sama...
-WYNOCHA!!!- Wrzasnęła Piąta, rzucając we mnie pustą butelką po sake.
Gdy Tsunade była w tym stanie, lepiej, dla własnego bezpieczeństwa,
o nic nie pytać, tylko oddalić się jak najszybciej. Gdybym jednak zapytała,
co było napisane w zwoju, nawet cały oddział ANBU by mnie nie uratował.
Szybko wyszłam więc z gabinetu ,i pobiegłam spotkać się z Ino.
Przez ostatnie 3 lata zdążyłam na nowo zaprzyjażnić się z blondwłosą kunoichi.
W przeciągu 10 min byłam już pod drzwiami domu mojej przyjaciółki.
-Ohaiyo,... Sakura?- powiedziała zdziwiona, gdy mnie zobaczyła.
-Ohaiyo, Ino. Chciałabyś może się przejść, muszę z tobą porozmawiać.
-Jasne, chodzmy.
20 minut póżniej byłyśmy już na polanie, na której często trenowałysmy wspólnie.
- No więc, o czym chciałaś ze mną porozmawiać?
-Potrzebuje twojej pomocy. Od około miesiąca dręczy mnie okropny koszmar...
I opowiedziałam Ino o moim "śnie". Bezwiednie rozpłakałam się.
Moja niebieskooka przyjaciółka , słysząc to wszystko, szybko mnie przytuliła,
a ja rozpłakałam się na dobre. Siedziałyśmy w tej pozycji około pół godziny,
a ja zdążyłam całkiem zmoczyć lewe ramie Ino.
-Sakura... Sakura! Spokojnie, to był tylko sen. Naruto na pewno nic nie jest,
jest przecierz z Jirayia-sama...
-Wiem, wiem, ale to było tak realistyczne i tak... OKROPNE...
-Mam pomysł. Spotkajmy się z chłopakami, zaprosimy też Ten-Ten
i pójdziemy na miasto, co ty na to? Musisz się rozchmurzyc.
-Sama nie wiem, Ino...
-Czyli się zgadzasz? To świetnie.- powiedziała Yamanaka głosem nieznoszącym
sprzeciwu.Zawsze tak robiła... To było czasem irytujące...
Jakieś pół godziny póżniej ja, Ino, Choji, Shikamaru,Neji,Lee,Ten-Ten i Kiba siedzieliśmy u Ichiraku jedząc ramen.To istotnie poprawiło mi humor.
Ostatnio często chodziłam do Ichiraku, jakbym spodziewała się, że zobacze tam
Naruto zajadającego swoją ulubioną potrawę.Po kilkunastunastu minutach lużnej
rozmowy temat naszej konwersacji zszedł ,na moje nieszczęście, na Naruto.
-Na treningu miał być tylko 3 lata, a minęły 4...- powiedział smutno Kiba
-Myślicie , że mogło musię coś stać?- spytał Shikamaru, starając się zachowac
swoją typową ignorancję , ale widać było, że martwi się o blondyna.
- Nie, napewno wszystko z nim wporządku- Odpowiedział Neji
-Poza tym, gdyby coś się stało, Tsunade powiedziałaby nam, bo Jirayia napewno
by ją o tym powiadomił. - oznajmił pewnie chłopak w zielonym kombimezonie.
W tej chwili ramen stanęło mi w gardle.Podejrzenia Lee były słuszne, gdyby
coś się stało Naruto , Tsunade-sama na pewno by wiedziała.Ale nie wiadomo,
czy by nam to powiedziała.Przypomniałam sobie poranną sytuacje: najpierw jakaś
żaba przyniosła list od Jirayi a potem zszokowana i wściekła Tsunade wyrzuciła
mnie z biura. A jeśli to była wiadomość dotycząca Naruto? Jeśli coś mu się
stało? Może jest ciężko ranny, a może..?
Nie mogłam dokończyc tej myśli.Szybko zerwałam się z miejsca, rzucając pieniądze na ladę, i pobiegłam do siedziby Tsunade. Musiałam wiedzieć, co było w zwoju.
Gdy byłam tuż przed drzwiami, usłyszałam , jak Hokage rozmawia z kimś.
-Jirayia, czekam na raport.- powiedziała podirytowana Tsunade.
-Jak już mówiłem, 2 dni temu, gdy byliśmy w drodze do Konochy, napadło
na nas 2 członków Akatsuki: niejacy Deidara i Tobi.
Rozegrała się walka, ja walczyłem z Tobim, a Naruto zmuszony był
walczyć z Deidarą. Gdy dzięki... ukrytej mocy, że się tak wyrażę,
prawie pokonał chłopaka, Deidara wywołał potężny wybuch, przez który Naruto
odniósł ciężkie obrażenia.Widząc jego stan szybko przeniosłem nas
na położoną niedaleko polanę, ponieważ Akatsuki wiedziało, dokąd zmierzaliśmy.
Rany Naruto okazały się powazniejsze niż na początku myślałem.
Gdyby nie jego, ykhm, przyjaciel, mój uczeń nie żyłby teraz. Przygotowałem
obozowisko, gdyż w tym stanie Naruto nie mógł podróżować.
Jednak następnego dnia natkneliśmy się na grupę Orochimaru, której dowodził
Sasuke Uchicha. Naruto, z powodu częściowego odzyskania zdrowia, chciał walczyć
z Uchichą. Gdy odmówiłem,wymknął się i stanął do pojedynku.
Sasuke użył 2 poziomu Przeklętej Pieczęci,przez co Naruto odniósł jeszcze
poważniejsze rany, lecz pokonał Uchichę.Chcieliśmy, a raczej ja chciałem,
bo Naruto przez utratę krwi stracił przytomność , zabrać Sasuke, lecz ten się
ocknął.Powiedział, że "zrozumiał wszystko, chciałby cofnąć czas, że wstyd mu
za to, jak traktował Naruto jeszcze przed otrzymaniem pieczęci, że wstyd mu,
że uważał się za lepszego,i że chce też preprosić za to, do jakiego stanu
doprowadził go w bitwie w Dolinie Końca, i ze ma nadzieję, że Naruto kiedyś
mu wybaczy", po czym popełnił samobójstwo,wcześniej oddając Sharingan,
jak to okreslił, "dla Naruto, jesli będzie go potrzebował". Zostawił też zwój, który, przez pieczęcie, może otworzyć jedynie Naruto. To tyle.
Chłopak przebywa teraz w szpitalu.
-Rozumiem. Gdy tylko te staruchy ze starszyzny dadzą mi spokój i będe mogła
wyjść z gabinetu, od razu udam się do Naruto. W jakim jest teraz stanie?
-Niestety, wciąż jest w spiączce, ale już za parę godzin powinien się obudzić.
Medycy zrobili już wszystko , co w ich mocy, reszte trzeba zostawić... Jemu.
-Dobrze, jeśli możesz , udaj się na rozpoznanie, co teraz planuje Orochimaru,
skoro stracił swój "pojemnik", musi znależć nowy.
-Ale musze iść do Naruto, nie mogę go teraz zostawić!
-Niestety, ale ta misja dotyczy własnie bezpieczeństwa Naruto, dlatego
nadaję tej misji rangę S.
-Wybacz, ale nie rozumiem. Jak to, to dotyczy bezpieczeństwa Naruto?
-Po postępach, jakie zrobił Naruto, z jego wytrzymałością, talentem,i NIM,
Naruto jest idealny do roli pojemnika. Wiarygodnye żródła donoszą,
że mimo, iż Orochimaru chciał przenieść się do ciała Sasuke, powstrzymał się,
uznając, że ten jeszcze nie osiągnął perfekcji, i miał przenieść się do niego
za kolejne 3 lata, w ciągu których Sasuke osiągnąłby "doskonałosć".
Teraz, gdy Uchicha nie żyje, sięgnie po Naruto. Wie, że ten nie pójdzie
z nim z własnej woli, więc zapewnie uprowadzi go. Dlatego musimy znać
jego plany. To jest właśnie twoje zadanie.
-Dobrze, ale nie mów ludziom z rocznika Naruto, że wrócilismy, bo wiesz, on musi teraz odpocząć, po za tym, sama wiesz.
-Tak, doskonale zdaję sobie z tego sprawę. A teraz, idż już!
-Ok, ale obiecaj mi, że się nim zajmiesz, jak mnie nie będzie. Nie dla mnie,
dla niego i Czwartego.
-Hai, a teraz, idż!
Słuchając tego nogi się po de mną ugięły. Naruto? W śpiączce? A polują na niego
Orochimaru i Akatsuki? Nie mogłam w to uwierzyć. To było okropne, ale i cudowne.
Naruto wrócił!Chiało mi się płakać ze szczęścia i smutku jednocześnie.
Ale, kim jest ON, o którym mówili Tsunade-sama i Jirayia-sama? Wspminali tez coś o Czwartym, i o przyjacielu, który uratował życie Naruto. Mówili tez o Sasuke.
Że popełnił samobójstwo? Że przeprasza? Tego było za dużo.
Musziałam pędzić do szpitala, do mojego przyjaciela, ale zatrzymałam się.
Usłyszałam, że Hokage znów z kimś rozmawia.
-Witajcie, Asuma, Kurenai, Gai, Kakashi.
-Witaj Hokage-sama.- odpowiedzieli chórem.
-Naruto wrócił do Konochy.
-To wspaniale- powiedziała Kurenai-sensei
-Lee będzie zachwycony, muszę natychmiast mu to powiedzieć!
To jest własnie Siła Młodości!
-Niestety, Naruto jest teraz w bardzo ciężkim stanie.( po tym zdaniu, streściła
krótko sytuacje) Dlatego proszę was,utrzymujcie powrót Naruto w tajemnicy,
lecz mam prośbę, to się tyczy głównie ciebie, Kakashi, odwiedzajcie go
czasem w szpitalu,powiedzcie, co się dzieje w wiosce. I pod żadnym pozorem
nie mówcie nic Iruce.
-Hai, Hokage-sama.
-Wracajcie teraz do swoich zadań, wedle moich informacji
Naruto obudzi się dopiero za 5 godzin.Muszę jeszcze zawiadomić ANBU.
Tym razem nie czekałam, aż Tsunade wezwie jednostkę specjalną Konochy, od razu pobiegłam do szpitala. Wiedziałam, że mnie nie wpuszczą, więc skumulowałam chakrę w podeszwach i weszłam po ścianie. Po kolei zaglądłam do sal,
wszystkie były puste. Gdy miałam się poddać, zajrzałam do ostatniego okna.
Na łóżku ktoś leżał. Bez chwili wachania weszłam do pomieszczenia.
Na łóżku przy oknie leżał chłopak w moim wieku.
Był przystojny i dobrze zbudowany. Na twarzy widniały znamiona, przypominajace
wąsiki kota, a może lisa? Jego głowa była zabandarzowanwana. Na samym początku
nie zrozumiałam, lecz gdy zobaczyłam wystające spod bandaży,
tak dobrze znane mi, krzaczate blond włosy, od razu wiedziałam,
kto leży na łózku. Naruto był cały w bandarzach. Na jego łóżku widniała karta,
z której wynikało, że jeszcze wczoraj był prawie martwy.Miałam łzy w oczach.
Po tak długim czasie, wreszcie widzę mojego przyjaciela. Od razu podbiegłam go
przytulić, ale on nie mógł tego poczuć, był w śpiączce, z której na szcęście
niegługo się wybudzi. Przytuliłam go, mówiąc:
-Ohaiyo ,Naruto.
Niby zwykłe słowa, a jednak popłakałam się , mówiąc je głośno.
Nagle cieło Naruto drgnęło. Blondyn otworzył oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz